I wreszcie ostatni z grzechów głównych: lenistwo. Dość często oskarżamy się o to, że jesteśmy leniwi. Za mało czasu poświęcamy sprawom ważnym - nauce, pracy, rodzinie, a za dużo trwonimy go na oglądanie telewizji, siedzenie przed komputerem, bezmyślne obijanie się, odkładanie wszystkiego na później... Jestem człowiekiem leniwym. Pewnie większość z nas w tej charakterystyce odnajduje się mniej lub bardziej. Jestem leniwy, a więc mam grzech główny. Biada mi. Bóg patrzy na mnie złym okiem, bo popełniam tak wielkie wykroczenie. Tylko czy to, co mnie trapi, na pewno jest lenistwem? A może chodzi o coś zupełnie innego? Może istnieje jakiś zupełnie inny powód, dla którego zachowuję się tak a nie inaczej?
Czym jest lenistwo? W moim rozumieniu, lenistwo to unikanie tego, co powinienem zrobić, z obawy przed trudem, który jest związany z tą aktywnością. To grzech, który czasami bywa bardzo poważny. Zwłaszcza wówczas, gdy inni ponoszą konsekwencje tego, co my zaniedbaliśmy. Kiedy nie próbujemy tego ani tłumaczyć, ani naprawić, a po prostu pozwalamy, żeby ktoś poniósł konsekwencje naszych zaniedbań. Takie działanie z całą pewnością jest grzechem. Bez wysiłku, bez zmagania się z tym, co trudne, nie jest możliwy rozwój.
Zakopywanie swoich talentów, chodzenie na łatwiznę zamiast wejścia na trudną ścieżkę mozolnego wzrostu, to marnowanie otrzymanych od Boga darów. Taka postawa to także grzech lenistwa.
Przyjrzyjmy się bliżej definicji lenistwa: unikam tego, co powinienem zrobić, z obawy przed tym, co trudne. Weźmiemy pod lupę dwa kluczowe tu słowa: „trudne" i „powinienem".
Pierwsze słowo: TRUDNE. Nikt nie lubi tego, co jest trudne. To jasne. Jeżeli coś lubimy, to znaczy, że to jest dla nas łatwe. Trudne jest to, czego nie lubimy. Ale czy na pewno to zadanie, które przed nami stoi jest tylko trudne? A może ono jest NIEMOŻLIWE do wykonania? Może ja nie tylko nie chcę, ale w tej chwili nie jestem w stanie tego zrobić? Może tylko sobie wmawiam, że gdybym bardzo chciał, to bym zrobił? Nie chce mi się tego zrobić, czy nie jestem w stanie? Nie robię tego, co powinienem. Przecież powinienem.
A może, zamiast zmuszać się do niemożliwego, czymś o wiele właściwszym byłoby zadać sobie pytanie: dlaczego ja właściwie nie mam siły? Co mi tak naprawdę jest? Zmuszanie się do niemożliwego nie uczyni tego możliwym.
Jest rzeczą niezwykle istotną, w sytuacjach, w których z czymś sobie nie radzimy, zbadać, czy nie walimy głową w mur. Bo to naprawdę donikąd nas nie doprowadzi - tylko głowa będzie bolała nas coraz bardziej.
Dlaczego nie mam siły? Może jestem wyczerpany, zmęczony? Może zabraniam sobie odpoczynku? Może więc przed wykonaniem „trudnego" zadania, trzeba po prostu odpocząć, nabrać sił i wówczas okaże się, że wcale nie jestem leniwy. A może to coś więcej niż zmęczenie? Może doświadczam bezsilności? Może po prostu kompletnie nie znajduję w sobie możliwości podjęcia tego wyzwania? Może noszę w sobie tak wielkie napięcia, związane z różnymi problemami, że zabierają mi one całą energię? Kiedy nie radzę sobie sam ze sobą, to nie potrafię na niczym się skupić, niczym sensownym się zająć i żadne zmuszanie się tu nic nie pomoże. Wówczas, zamiast czynić sobie dodatkowe wyrzuty, lepiej jest zająć się szukaniem źródła problemu. Co sprawia, że jestem bezsilny? Może rozwiązaniem jest przespać się? Porozmawiać z żoną? Zmienić pracę? Z pewnością rozwiązaniem NIE JEST kolejny raz uderzyć głową w mur.
I drugie słowo: POWINIENEM. Unikam tego, co powinienem zrobić. Jeśli chcesz zostać wirtuozem, powinieneś ciągle doskonalić grę na instrumencie. Jeśli chcesz mieć dobre stopnie w szkole, powinieneś się systematycznie uczyć. „Jeśli chcesz..., powinieneś...". W porządku. To wszystko prawda. Tylko czyja na pewno tego chcę? Czy to bycie wirtuozem, te dobre stopnie, ten a nie inny zawód, czy wykonywana praca, czy to na pewno jest realizacją moich pragnień? A może cudzych? Na przykład rodziców, wymóg ekonomii rodzinnej… Czy ja tego naprawdę chcę, czy też ktoś lub coś mi to narzucił? Może nie tyle nie robię tego, co powinienem, ile NIE CHCĘ tego robić? Po prostu nie chcę, nie mam na to ochoty, chcę od tego uciec, zostawić to. Być może ta bezsilność, której doświadczam w momencie mierzenia się z różnymi zadaniami, oznacza, że moje wnętrze, moje serce mówi mi: cierpię, mam tego dosyć, chcę to zostawić. Może, zamiast się nieustannie przymuszać, lepiej postawić sobie pytanie: czego ja tak naprawdę chcę? I może wówczas okaże się, że wcale nie jesteśmy aż takimi leniami, jak nam i naszym bliskim się wydawało...
Czasami mówimy, że przyczyną zaniedbania praktyk duchowych jest lenistwo, Zaniedbanie uczestnictwa w Eucharystii lub w indywidualnej modlitwie, czasami wcale nie jest lenistwem, ale skutkiem oziębłej wiary, która nie motywuje do działania. Gdyby wiara motywowała w odpowiedni sposób do modlitwy, to pokonanie trudności byłoby prostsze. Lenistwo bywa czasami przyczyną nie uczestnictwa w Eucharystii, gdyby np.: dotarcie do świątyni byłoby trudne, ale gdy takie nie jest to zwykle powinniśmy zamiast lenistwem zając się oziębłą wiarą.